piątek, 27 listopada 2015

Psi fobie wszelakie

Psia ma nową fobię - zaczęła się bać łóżka... Za kija nie wiem o co jej chodzi, ale każde wieczorne pójście spać stało się dla nas stresujące. Jak tylko widzi, że znikam w łazience i wracam w piżamie zaczyna się cała trząść i kładzie się na plecach... I w ogóle muszę ją na rękach do pokoju zanosić. Jak tylko położę ją na wyrku to fobia znika i psina zasypia bez przeszkód. A w ciągu dnia przebywanie w sypialni nie przeszkadza jej w najmniejszym stopniu. Nie rozumiem.

To nie jest pierwsza fobia mojej Psi. Jakieś dwa lata temu zupełnie nieświadoma własnych czynów postanowiłam się zrelaksować, więc wieczorem załączyłam spokojną muzykę, zapaliłam świeczkę... No i się zaczęło. Psia zaczęła się trząść, popiskiwać, za wszelką cenę próbowała uciec z pokoju. Na początku zgłupiałam totalnie. Kombinowałam, że może chora, może ją brzuch boli, może to, może tamto... Okazało się, że cienie rzucane przez płomień śmiertelnie ją wystraszyły. Potem przez kilka dni jak wchodziła do pokoju niespokojnie spoglądała na sufit. Od tamtej pory nie palę już świeczek wieczorami z obawy, że "fobia sufitowa" powróci.

Takich różnych fobii - mniejszych i większych - przetrwałyśmy już kilka. Ta trwa już niestety kilka dni i mam nadzieję, że szybko się skończy bo chciałabym chodzić spać bez dodatkowego stresu.

czwartek, 19 listopada 2015

Chwila dla siebie

Dlaczego ludzie uważają, że singielka ma nadmiar wolnego czasu?

Singielka też ma swoje zajęcia, obowiązki i pasje. I to, że nie ma faceta wcale nie znaczy, że można zatruwać jej życie swoimi problemami, zrzucać na nią dodatkowe obowiązki albo stwierdzać, że może pracować więcej niż dzieciata, mężata koleżanka. No bo przecież taka singielka to się musi nudzić, taka samotna - bez rodziny, bez obowiązków.

Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam nic przeciwko pomaganiu innym. Ja to wręcz lubię, ale czasami bardzo bym chciała, żeby ludzie zrozumieli, że mam własne życie, własne sprawy i osobiste problemy. I czasami lubię pobyć sama i robić to na co akurat mam ochotę. Bo część  znajomych pamięta o mnie tylko wtedy gdy potrzebują jakiejś małej przysługi.

A ja muszę się wziąć za siebie, bo jak mam być szczera to ostatnio się trochę zaniedbałam. Nie no, spokojnie. O higienę dbam i brudna i śmierdząca nie chadzam. Nawet czeszę się codziennie i makijaż przed wyjściem też robię. Ale przytyło mi się ostatnio. Niby nie jakoś dużo, tylko 5kg, ale mnie to drażni, denerwuje i w ogóle. Moje ubrania też mi ciągle przypominają, że złośliwe kalorie powiększyły mi tyłek i wszystkie spodnie są przyciasne. Tylko jak to zrobić, żeby w cyckach nie zgubić, bo akurat tam nadmiar tłuszczu mi nie przeszkadza :P

Poza tym moje ciało też potrzebuje trochę rozpieszczenia. W planach na dziś piling kawowy, maseczka na ryj a jak dobrze pójdzie to i z depilatorem się na nowo zaprzyjaźnię. Bo przecież zadbana singielka to szczęśliwa singielka.

A na później grzane wino oraz dobra książka. W końcu trzeba się odstresować przed całym weekendem w pracy.

Tak więc spadam zrobić sobie domowe spa a wam życzę miłego, spokojnego wieczoru :)

niedziela, 15 listopada 2015

(Nie) dobrana para

Zmuszona byłam dzisiaj wyjść na wieczorny spacer. Nie żeby mi to przeszkadzało, generalnie lubię spacerować po zmroku. W wieczornych spacerach jest coś magicznego. Bez tłumów szlajających się wiecznie po ulicach Krainy Deszczowców, bez hałasu i wszechobecnego pośpiechu. Psia nie chciała iść, więc po fajki musiałam dymać sama. A jak już tak sobie spacerowałam to i miałam przemyślenia.

Pewnie każdy zna taką parę, która wiecznie się kłóci a mimo to jest razem. Znam i ja. I przyznam, że nie bardzo łapię po kiego ch*ja są razem. Znam ich dość długo i nigdy nie widziałam ani jednego przejawu czułości między nimi. Awantura goni awanturę - nie zaraz jakaś tam patologia. Nie ma przemocy, nie ma wyzwisk... Oni po prostu nie są w stanie dogadać się nawet w najprostszej kwestii. I tak się zastanawiam dlaczego oni w ogóle są razem.

Sama byłam kiedyś w toksycznym związku. Tylko że u mnie było inaczej. U mnie to było uzależnienie od faceta, który na każdym kroku wmawiał mi jaka jestem beznadziejna, bezwartościowa i że nikt nigdy mnie nie pokocha. Uwierzyłam. Ba, wierzyłam w to przez prawie trzy lata. Płakałam, wariowałam, ale bałam się że mnie zostawi. Uwierzyłam mu i żyłam w przekonaniu, że tylko on jest mnie w stanie pokochać.

Wierzyłam mu gdy mówił, że nie mam serca. Wierzyłam mu gdy mówił, że do niczego się nie nadaje. Wierzyłam nawet gdy powiedział, że mnie zabije. Po części wierzę mu dalej i brnę w związki bez przyszłości. Albo takie, które wiem, że nigdy się nie zdarzą. Bo tak jest lepiej, bezpieczniej. A mimo to nigdy nie zrobił mi awantury przy znajomych - gdy byliśmy w towarzystwie był wręcz chodzącym ideałem.

U nich jest inaczej. Czasami mam wrażenie, że są ze sobą tylko ze względu na dziecko. Albo ze względu na przywiązanie. Ona trzyma się go kurczowo ze strachu przed samotnością. On nie potrafi odejść ze względu na dziecko. Są razem a jednak żyją osobno. Jakby musieli być razem, choć według mnie wcale tak nie jest.

Gdy zaczynałam to pisać nie wiedziałam nawet do jakich przemyśleń mnie to doprowadzi. Miałam wam tylko opisać dwoje ludzi, którzy nie potrafią ze sobą żyć a jednocześnie nie potrafią się rozstać. A tymczasem  zrozumiałam, że jestem sama bo tak jest bezpieczniej. Boję się, że znowu ktoś mnie zrani tak mocno. Strach przed związkiem jest silniejszy niż strach przed byciem wieczną singielką...

Jutro jadę z mamą do szpitala po wyniki z biopsji. Okaże się czy to rak.

Trzymajcie kciuki.

sobota, 14 listopada 2015

Co się w głowie nie mieści...

...to ponoć trzeba mieć w dupie. W tym przypadku nie potrafię.

Miał być miły i przyjemny post. Miało być śmiesznie i luzacko.

Ale nie wyszło. Moje serce jest dzisiaj w Paryżu. W tym samym Paryżu w którym byłam parę lat temu i w którym zakochałam się bez pamięci. W tym pięknym mieście pełnym miłości, cudownych ludzi i fantastycznych miejsc. W mieście w którym po raz kolejny zginęli niewinni ludzie.

Nie potrafię zrozumieć jak człowiek może zabić człowieka, w ogóle jak może zrobić drugiemu człowiekowi krzywdę. Siedzę i oglądam i dalej nie wierzę, nie rozumiem... Nie chcę zrozumieć! Nie chcę wejść w głowę człowieka, który potrafi zabić z premedytacją w imię "wyższego celu" - zabić dla religii. Bo niby jedna religia ma być lepsza od drugiej?! Przecież człowiek jest człowiekiem nie ważne w co wierzy, jak wygląda i co kocha.

Człowiek jest człowiekiem dopóki nie zacznie strzelać do niewinnych ludzi. Dopóki nie podłoży bomby. Dopóki to w co wierzy nie przysłoni mu zdrowego rozsądku i nie sprawi, że poczuje się lepszy od innych.

Nie jestem rasistką. Przynajmniej nie byłam nią kiedy zaprzyjaźniałam się z trzydziestoletnią muzułmanką z którą chodziłam do colleg'u. Owa muzułmanka jest jedną z najwspanialszych ludzi jakich poznałam. Ciepła, wesoła i o wielkim sercu. Gdyby trzeba było wiem, że oddałaby mi ostatnią kromkę chleba. Nie, nie jestem rasistką.

Nie jestem rasistką a mimo to mam wątpliwości. Może jednak Europa powinna zamknąć granicę a tych co już tu są odesłać do siebie. Mam mnóstwo sprzecznych myśli na temat tego co się dzieje. I biorąc pod uwagę co teraz myślę i czuję -  chyba jednak jestem rasistką.

Mam taki mętlik w głowie, że pewnie ten post też taki jest. Próbuję uporządkować myśli, poskładać przemyślenia w jakąś spójną całość. Ale emocje biorą górę. Jestem wkurwiona i załamana. Przyszło mi żyć w czasach w których strach się bać - strach się bać drugiego człowieka.

Nie dam się jednak zwariować! Pojadę jeszcze do Paryża, pójdę na koncert, polecę samolotem. Nie będę żyć zastraszona przez ludzi, którzy właśnie tego się spodziewają. Nie pozwolę terrorystom wedrzeć się do mojego życia i zniszczyć tego co jest w nim piękne.

A dzisiaj myślami i sercem będę w Paryżu. W moim ukochanym mieście, które pozwoliło mi otrząsnąć się po największej tragedii w moim życiu.

Mam nadzieję, że Paryżanie po raz kolejny otrząsną się po tragedii, która ich dotknęła



Pozdrawiam,

Singielka

środa, 11 listopada 2015

Ciężka sprawa

W ramach moich ostatnich przemyśleń (coś ostatnio mało sypiam) doszłam do wniosku że czas na poważnie rozpocząć pracować nad sobą. No i pomyślałam, spisałam wszystkie swoje wady na kartkę A4 (trochę tego było) i zaczynam po kolei...

Pierwszy na mojej liście - słomiany zapał.

Mam to od małego. Coś zacznę, nie skończę, znajdę coś innego. I tak w kółko. Coś mnie wciąga, ale tylko na chwilę bo już jest coś innego, "ciekawszego" do zrobienia. Przez ten mój słomiany zapał mam pełno rozgrzebanych projektów, które walają się po całym pokoju i wszystko zaczęte a nic nie skończone. Czas to zmienić! Koniec i basta - singielka przejmuje kontrolę nad własnym pokojem... i życiem.

Zaczęłam wczoraj. Na dobry początek postanowiłam skończyć układać puzzle, które przemieszczają się po mojej sypialni już 5 lat. Co więcej udało im się nawet zaliczyć przeprowadzkę, w tym swoim stanie częściowego złożenia. Mam tylko nadzieję, że nadal są kompletne.

Na drugi ogień mam w planach ukończyć wszelkiego rodzaju projekty typu DIY, które znajdują się to tu, to tam w różnym stanie wykończenia. Szkoda mi tego wszystkiego wyrzucić, więc muszę to powykańczać. Inaczej mój pokoik za niedługo zniknie a w jego miejsce powstanie muzeum niedokończonych pomysłów.

Życzę wam miłego dnia a ja idę pracować nad sobą i swoimi wadami.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Wyznania anonimowej sprzedawczyni

Jako osoba dość komunikatywna (nieśmiała jestem tylko w stosunku do facetów którzy mi się podobają) i zagorzała masochistka zatrudniłam się jako sklepowa w spożywczaku. Są chwile lepsze i gorsze.

W swojej pracy mam do czynienia z różnymi ludźmi. Nie mogę narzekać, większość klientów jest miła i kulturalna, z niektórymi znalazłam nawet nić porozumienia. Co prawda gbury rzucające mi pieniądze na ladę i patrzące na mnie jak na "człowieka gorszej kategorii" nadal doprowadzają mnie do ciężkiej kur**cy, ale swoją pracę lubię i czasami trafiam na całkiem ciekawe sytuacje.

Akcja z dzisiaj. Dzień jak co dzień, zimno i ponuro, nic mi się nie chciało, więc trochę od niechcenia dokładałam towaru na półki. Nagle drzwi się otwierają, no to ja cała w skowronkach - może ktoś znajomy, gębę będzie w końcu do kogo otworzyć... Ale nie.

Przychodzi taki jeden regularnie po jedno z tych 9% piw i najtańszą kiełbasę. Przedział wiekowy między 20 a 30, małomówny i mrukliwy. Sprzedaję i wracam do swojej mozolnej pracy. Nie mija pół godziny a pijaczyna wraca w stanie już mocno zawianym. Wyciąga drobniaki z kieszeni a że niezbyt sprawnie mu to poszło to cały jego "majątek" wylądował na podłodze. Co podnosi to upada a ja cierpliwie czekam. Nagle zostawia te pieniądze, reklamówkę z jakimiś łachami i ciężkim krokiem wyczłapuje na ulice...

Odczekałam chwilę, bo przyznam że lekko zdębiałam, ale w końcu zdecydowałam się wyjrzeć za delikfentem i sprawdzić o co kaman. Wybiegam więc za nim na ulicę, patrzę a owy pijaczyna stoi obok sklepu i w głębokim skupieniu oddaje mocz na środku chodnika. Dodam tylko że sklep znajduje się przy bardzo ruchliwej ulicy a szanowny klient nie raczył się nawet obrócić w stronę muru. Lekko zniesmaczona tym widokiem wracam do środka i czekam na ciąg dalszy wydarzeń.

Wrócił po chwili. Zabrał swój tobołek, piwo (które zdążył otworzyć jeszcze zanim za nie zapłacić) i oddalił się w siną dal. Myślę sobie "no to mam go z głowy", ale nie. Wrócił jeszcze raz. Tym razem nie sprzedałam mu nic...

Dobrze chociaż że nie nasikał mi w sklepie :)

niedziela, 8 listopada 2015

Początki są najtrudniejsze....

Założyłam bloga i co teraz?

Pomysł był ale co mi z tego jak przez noc moja wena wyparowała i teraz nie mam pojęcia co napisać... To może chociaż napiszę dlaczego tu jestem.

Skąd pomysł żeby wyżalać się obcym ludziom na blogu? Proste, bo obcym łatwiej i przynajmniej następnego dnia nie trzeba im patrzeć w oczy i wstydzić się, że się znowu się z siebie idiotkę zrobiło (a do tego akurat mam talent).

Zainspirowana nowym serialem TVN stwierdziłam ze pobazgram trochę w necie a nóż widelec kogoś zainteresuje. Jak nie to nie. Będę sobie bazgrać sama dla siebie i traktować to jako psychoterapie. Psychoterapia mi się przyda a pisanie do szuflady już mi się już znudziło.

Zastrzegam sobie prawo do pisania prawdy, całej prawdy i tylko prawdy (łącznie z używaniem wszelkich możliwych wulgaryzmów). W związku z powyższym zastrzegam sobie również prawo do zmiany imion / miejsc oraz omijania pewnych zdarzeń, które mogłyby zdradzić moją tożsamość.

W końcu zastrzegam sobie prawo do popełniania błędów wszelkiego rodzaju - życiowych, ortograficznych, stylistycznych i jakichkolwiek innych. Jestem jaka jestem i błędy popełniałam, popełniam i popełniać będę...

Pozdrawiam,

Singielka